fbpx

A na samym końcu ja

paź 5, 2018 | Takie tam

Pierwszy tekst na blogu….

Ale jak to?

Jak to zrobić?

Co napisać?

Głowa buzuje, myśli pędzą jak szalone.

Tyle chciałabym napisać, zainspirować, podzielić się tym wszystkim co odkryłam, co może też być dla Ciebie przydatne.

Ale od czego zacząć ?

Od początku, czyli od siebie.

Jeszcze dwa lata temu byłam w obozie „ A na samym końcu ja”. Brzmi znajomo? Znasz ten obóz? Jak Ci w nim jest? Mi było niewygodnie. Uwierało jak cholera.

Dziś jedną nogą jestem w obozie „ A na pierwszym miejscu ja”. Jest całkiem nieźle, ale chciałabym już drugą nogę dostawić.

Trochę to trwa, ale gwarantuje, że warto.

Ale nie o tym. Jak będziesz gotowa, sama podejmiesz decyzję transferu. Nie ma milionowych stawek i prestiżu przy przejściu, jest za to ciężka praca, do potu, do łez, do krwi.

Ale za to potem błyszczysz wewnętrznym światłem jak miliony monet.

Skąd zatem kolejki kobiet do obozu „A na samym końcu ja” – chętnych tyle co na obóz Lewandowskiej.

Ha! Kilka czynników znalazłam i nazwałam. Z konkretnym wrogiem łatwiej się walczy. Na pierwszy ogień zacny zawodnik. MIT MATKI POLKI.

Znasz mit Matki Polki? Kto go nie zna? To bardzo podstępny twór – wiadomo, że jak jesteś MAMĄ – to jesteś już tylko albo aż MAMĄ. I kropka. Koniec dyskusji. Nie od dziś wiadomo, że dbanie o rodzinę jest najważniejszym zadaniem każdej kobiety, a jeśli masz jakieś wątpliwości to znaczy, że to z Tobą jest jakiś problem. Jesteśmy karmione tym mitem od małego, nic dziwnego, że nie zauważamy jak codziennie kropla po kropli wypełnia całe nasze życie.

Ale to tylko mit. A mity są trochę nieprawdziwe, a trochę prawdziwe. Sama możesz zdecydować, czy akurat ten mit to Twoja bajka.

Ja zdecydowałam, że nie moja. I bardzo mi z tym lekko.

Kocham moją rodzinę przeogromnie (mąż, dzieci, psinki), ale widzę, że tylko wtedy kiedy jestem sobą, im błyszczą oczy.

A były matowe, kiedy mit matki polski wzięłam za swoje credo życiowe. Czyli stanęłam do konkursu na NAJLEPSZĄ MATKĘ NA ŚWIECIE.

A co robi najlepsza matka na świecie? Nie do końca wiadomo, ale na pewno świetnie pierze, gotuje, zajmuje się dziećmi. Ale nie chodzi tylko o usypianie, karmienie, przewijanie, pielęgnowanie. No tak łatwo to nie będzie. A kto ma zadbać o szeroko pojęty rozwój maleństwa? No raczej, że matka. Tu jest sporo roboty: basen, ćwiczenia, masaże, sensoryka, motoryka, robotyka ( a nie sorry! To później). Odpowiednia dawka ruchu na świeżym powietrzu. I nie ma, że boli czy że zimno. Dziecko w garść, torba w drugą i pędzikiem. Nie zapominajmy o odpowiednim żywieniu. Wiadomo, że na początku TYLKO naturalnie, inaczej jesteś beeee. Potem ekologicznie. Więc jak już z dzieckiem na ręku po maratonie sklepowym zdobędziesz odpowiednio wyselekcjonowane produkty, to potem trzeba je przygotować, najlepiej na parze. Ale pamiętaj – gotowe słoiczki to zło. Dobra matka, sama robi papu. Dziecko też musi być stymulowane, podczas jedzenia również, no to dawaj BLW, to nic, że kuchnia wygląda potem jak po tsunami. Lekarze,szczepienia, stres, dylematy. Pieluszki wielorazowe, z pampersami matki idą na łatwiznę. Wiadomo. Ubranka – bawełna organiczna – prane w najdelikatniejszych płynach, prasowane w kancik. Założone na 5 minut, bo przecież blw i kupa. Pamiętaj o czytaniu książek, puszczaniu muzyki klasycznej i śpiewaniu kołysanek. Matka Polka to wszystko potrafi i z uśmiechem na ustach robi to i wiele więcej. Na luzie. To chyba nie chcesz powiedzieć, że Ty nie dajesz rady. Helołłłłł!
Trzeba jeszcze ogarnąć chałupę ( do tej pory nie mam zielonego pojęcia na czym to polega, ale dzieci mają super moc zamieniania przestrzeni wokół siebie w mega p******nik). Męża wesprzeć, jak wróci styrany z pracy, nakarmić, przytulić, zrozumieć korpo problemy. To nic, że nie śpisz od kilku miesięcy, hormony walą na głowę jak opętane, żyjesz w permanentnym stresie, nie masz czasu na siku i na jedzenie. O związek trzeba zadbać – a to Twoja rola. No i byś się ogarnęła w końcu. Jakiś makijaż. Z tym brzuchem to już też się dzieckiem nie zasłaniaj, Kryśka z trzeciego piętra ma młodsze dziecko i ma już mniejszy. Także weź się ogarnij kobieto.

Tak…..Przebiegnięcie maratonu w porównaniu z dążeniem do idealnej Matki Polki to pikuś. Ale pamiętaj – teraz to są czasy, że jest dużo łatwiej. Pomyśl, jak było kiedyś. Jaka pralka? Jaka zmywarka?  Jakie pampersy czy gotowe słoiczki? Także nie narzekaj i do przodu.

No więc tak – wystartowałam w tym konkursie. Z wiatrem we włosach przebiegłam pierwsze kilometry. Potem wiatr i śnieg nawalał mi już tylko w twarz, ale zaciskałam zęby i biegłam dalej. Uratowało mnie ciało. Powiedziało STOP! Nie wiem jak Ty, ale ja dalej nie biegnę.

Pochorowała mi się tarczyca. Lekarka na wizycie złapała się za głowę, bo nie wiedziała jak ja z takimi wynikami jestem w stanie w ogóle funkcjonować. A z kilkumiesięcznym synkiem – to już w ogóle. Tak silny we mnie był mit MATKI POLKI, że przyjęłam za oczywistość fakt, że nie mam siły – no przecież mam maleńkie dziecko, to tak musi być.

Dla mnie to był nowy początek. Najpierw byłam zła jak cholera, że nie skończę wyścigu, ale potem zaczęłam rewidować to czego ja chcę i co jest dla mnie ważne.

Powolutku krok po kroczku, wprowadzałam zmiany do mojego/naszego życia. Zrozumiałam, że ja też jestem ważna. I to bardzo – beze mnie daleko ten pociąg daleko nie pojedzie. Od żywienia, poprzez hobby, sport i czas tylko dla siebie zaczęłam po prostu dbać o siebie. Oczywiście, że było to kosztem bardzo wielu rzeczy – ale okazało się, że one nie są jednak aż takie ważne i niezbędne. A w mojej rodzinie życie zaczęło się na nowo. Zrozumiałam, że nie chcę brać udziału w konkursie na najlepszą matkę na świecie, jestem nią dla moich dzieci i tak. Bo jestem ICH MAMĄ, jestem sobą. Wtedy oddałam kartę członkowską klubu „A na samym końcu ja” i spojrzałam z ekscytacją w kierunku bramki do klubu „A na pierwszym miejscu ja”.

Może to i mało odkrywcze – ale kiedy zakładasz rodzinę – nie stajesz się tylko strażniczką domowego ogniska. Pozostajesz sobą, powiedziałabym nawet, że w nowej stuningowanej wersji – bo odkrywasz siebie i świat na nowo w nowej zajebistej roli. Roli mamy.

Kiedy tak spojrzysz, wiele rzeczy stanie się o wiele łatwiejszych. Bycie mamą nauczyło mnie hiperwielozadaniowości, mediacji na levelu master, uważności, nazywania swoich emocji , bycia blisko siebie, bycia dla siebie dobrą, zamykania się w toalecie z telefonem, przyrządzania posiłków w 5 minut z totalnie niczego, zyskałam nowych przyjaciół : pralkę, zmywarkę, nawilżane chusteczki. Ale, po drodze zaliczyłam kilka biegów rzeźnika – to dzięki wizji matki polki jaką miałam być. Czemu to piszę ?- może jesteś na wcześniejszym etapie macierzyństwa niż ja, i dzięki moim błędom czy doświadczeniom szybciej przyjrzysz na oczy. Ja już wiem, że jestem Anią – pełną sprzeczności, wrażliwą coachinią, dziennikarką, mamą, żoną, przyjaciółką, opiekunką psinek, zwariowaną dziewczyną, czasem małą Anią, czasem Anią staruszką a czasem super dojrzałą kobietą. Mogłabym tak wymieniać jeszcze z godziną. I ta lista nie jest od najważniejszej roli do najmniej ważnej. Wszystko to jest na pierwszym miejscu.

A Ty? Kim jesteś? Zadaj sobie to pytanie i daj czas na odpowiedź. Pamiętaj, że ile ról byś nie wymieniła, to jesteś kimś o wiele, wiele więcej.