A na samym końcu ja
Ale jak to?
Jak to zrobić?
Co napisać?
Głowa buzuje, myśli pędzą jak szalone.
Tyle chciałabym napisać, zainspirować, podzielić się tym wszystkim co odkryłam, co może też być dla Ciebie przydatne.
Ale od czego zacząć ?
Od początku, czyli od siebie.
Jeszcze dwa lata temu byłam w obozie „ A na samym końcu ja”. Brzmi znajomo? Znasz ten obóz? Jak Ci w nim jest? Mi było niewygodnie. Uwierało jak cholera.

Trochę to trwa, ale gwarantuje, że warto.
Ale nie o tym. Jak będziesz gotowa, sama podejmiesz decyzję transferu. Nie ma milionowych stawek i prestiżu przy przejściu, jest za to ciężka praca, do potu, do łez, do krwi.
Ale za to potem błyszczysz wewnętrznym światłem jak miliony monet.
Skąd zatem kolejki kobiet do obozu „A na samym końcu ja” – chętnych tyle co na obóz Lewandowskiej.
Ha! Kilka czynników znalazłam i nazwałam. Z konkretnym wrogiem łatwiej się walczy. Na pierwszy ogień zacny zawodnik. MIT MATKI POLKI.
Znasz mit Matki Polki? Kto go nie zna? To bardzo podstępny twór – wiadomo, że jak jesteś MAMĄ – to jesteś już tylko albo aż MAMĄ. I kropka. Koniec dyskusji. Nie od dziś wiadomo, że dbanie o rodzinę jest najważniejszym zadaniem każdej kobiety, a jeśli masz jakieś wątpliwości to znaczy, że to z Tobą jest jakiś problem. Jesteśmy karmione tym mitem od małego, nic dziwnego, że nie zauważamy jak codziennie kropla po kropli wypełnia całe nasze życie.
Ale to tylko mit. A mity są trochę nieprawdziwe, a trochę prawdziwe. Sama możesz zdecydować, czy akurat ten mit to Twoja bajka.
Ja zdecydowałam, że nie moja. I bardzo mi z tym lekko.
Kocham moją rodzinę przeogromnie (mąż, dzieci, psinki), ale widzę, że tylko wtedy kiedy jestem sobą, im błyszczą oczy.
A były matowe, kiedy mit matki polski wzięłam za swoje credo życiowe. Czyli stanęłam do konkursu na NAJLEPSZĄ MATKĘ NA ŚWIECIE.

Tak…..Przebiegnięcie maratonu w porównaniu z dążeniem do idealnej Matki Polki to pikuś. Ale pamiętaj – teraz to są czasy, że jest dużo łatwiej. Pomyśl, jak było kiedyś. Jaka pralka? Jaka zmywarka? Jakie pampersy czy gotowe słoiczki? Także nie narzekaj i do przodu.
No więc tak – wystartowałam w tym konkursie. Z wiatrem we włosach przebiegłam pierwsze kilometry. Potem wiatr i śnieg nawalał mi już tylko w twarz, ale zaciskałam zęby i biegłam dalej. Uratowało mnie ciało. Powiedziało STOP! Nie wiem jak Ty, ale ja dalej nie biegnę.
Pochorowała mi się tarczyca. Lekarka na wizycie złapała się za głowę, bo nie wiedziała jak ja z takimi wynikami jestem w stanie w ogóle funkcjonować. A z kilkumiesięcznym synkiem – to już w ogóle. Tak silny we mnie był mit MATKI POLKI, że przyjęłam za oczywistość fakt, że nie mam siły – no przecież mam maleńkie dziecko, to tak musi być.
Dla mnie to był nowy początek. Najpierw byłam zła jak cholera, że nie skończę wyścigu, ale potem zaczęłam rewidować to czego ja chcę i co jest dla mnie ważne.
Powolutku krok po kroczku, wprowadzałam zmiany do mojego/naszego życia. Zrozumiałam, że ja też jestem ważna. I to bardzo – beze mnie daleko ten pociąg daleko nie pojedzie. Od żywienia, poprzez hobby, sport i czas tylko dla siebie zaczęłam po prostu dbać o siebie. Oczywiście, że było to kosztem bardzo wielu rzeczy – ale okazało się, że one nie są jednak aż takie ważne i niezbędne. A w mojej rodzinie życie zaczęło się na nowo. Zrozumiałam, że nie chcę brać udziału w konkursie na najlepszą matkę na świecie, jestem nią dla moich dzieci i tak. Bo jestem ICH MAMĄ, jestem sobą. Wtedy oddałam kartę członkowską klubu „A na samym końcu ja” i spojrzałam z ekscytacją w kierunku bramki do klubu „A na pierwszym miejscu ja”.
Może to i mało odkrywcze – ale kiedy zakładasz rodzinę – nie stajesz się tylko strażniczką domowego ogniska. Pozostajesz sobą, powiedziałabym nawet, że w nowej stuningowanej wersji – bo odkrywasz siebie i świat na nowo w nowej zajebistej roli. Roli mamy.
Kiedy tak spojrzysz, wiele rzeczy stanie się o wiele łatwiejszych. Bycie mamą nauczyło mnie hiperwielozadaniowości, mediacji na levelu master, uważności, nazywania swoich emocji , bycia blisko siebie, bycia dla siebie dobrą, zamykania się w toalecie z telefonem, przyrządzania posiłków w 5 minut z totalnie niczego, zyskałam nowych przyjaciół : pralkę, zmywarkę, nawilżane chusteczki. Ale, po drodze zaliczyłam kilka biegów rzeźnika – to dzięki wizji matki polki jaką miałam być. Czemu to piszę ?- może jesteś na wcześniejszym etapie macierzyństwa niż ja, i dzięki moim błędom czy doświadczeniom szybciej przyjrzysz na oczy. Ja już wiem, że jestem Anią – pełną sprzeczności, wrażliwą coachinią, dziennikarką, mamą, żoną, przyjaciółką, opiekunką psinek, zwariowaną dziewczyną, czasem małą Anią, czasem Anią staruszką a czasem super dojrzałą kobietą. Mogłabym tak wymieniać jeszcze z godziną. I ta lista nie jest od najważniejszej roli do najmniej ważnej. Wszystko to jest na pierwszym miejscu.
A Ty? Kim jesteś? Zadaj sobie to pytanie i daj czas na odpowiedź. Pamiętaj, że ile ról byś nie wymieniła, to jesteś kimś o wiele, wiele więcej.
Czytałam ten wpis… druga ręką ubijając dziecko w wózku aby w końcu przysnęło… że łzami w oczach stwierdzam że potrzebuje zmian! Jestem Matką Polką. 3 dzieci, mąż, psy, koty, duży dom i brak czasu dla siebie…. dobrze że znalazłam ten blog!
Bardzo mnie wzruszył Twój wpis:) cieszę się, że tutaj trafiłaś:) wysyłam mnóstwo pozytywnej mocy:)
Bardzo mnie wzruszył Twój wpis:) cieszę się, że tutaj trafiłaś:) wysyłam mnóstwo pozytywnej mocy:)
Jakbym o sobie czytała! Jak się przejrzysz w cudzych wyrozumiałych oczach, to czasami strach się bać. Mój organizm w tym roku tez powiedział STOP! Walczę dla siebie i dla Nich- moich Kochanych Dzieci i cudownego Męża. Bez nich byłoby jeszcze trudniej, choć łatwo nie jest.Dziękuję za podsumowanie tematu pt. „JA”. Pozdrawiam
Trzymam kciuki za Ciebie:) You go Girl!:)
Nie wiem skad u Was dziewczyny takie parcie na bycie MP. Przeciez to od razu widac ze to glupi pomysl. Bycie MP wcale nie jest sexi 🙂 a najgorsze – co tak sobie obserwuje z mojej wysokiej wiezy Meskiej Zajebistosci (o prosze, masz kolejny temat na bloga) to ze napedzacie sobie to same miedzy soba. Kobiety kobietom zgotowaly ten los… Czekam na wiecej wpisow!
Dzięki Piotr:) no właśnie staram się odwrócić tendencję nakręcania i znam baaardzo wiele kobiet, które też tak robią. Dla mnie to takie trochę uproszczenie, że my kobiety same się nakręcamy i same stworzyłyśmy mit MP. Nie wydaje mi się, żeby jakaś moja praprapraprapraprababka wstała któregoś dnia rano i sobie pomyślała, że sama wszystko ogarnie. Chociaż będzie padała na twarz to zadowoli wszystkich dookoła i będzie robić wiele rzeczy wbrew sobie, wbrew własnym potrzebom. Oczywiście na mam patentu na nieomylność, ale jakoś nie kupuję takiego tłumaczenia. Czuję jednak, że presja społeczna, religijna, kulturowa etc mają swój udział w takim zagonieniu kobiet. Pomijając jednak kwestie skąd się to wzięło i jak było kiedyś ( bo to już było – czasu nie cofniemy), mega się cieszę na głosy kobiet, które są zmianą. Bo każda zmiana zaczyna się w każdym z nas. I to dla mnie jest mega i to wspieram całym sercem. Mam nadzieję, że na twojej wieży męskiej zajebistości jest jeszcze sporo miejsca na kobiecą zajebistość. Chociaż chyba jednak wolałabym zbudować coś innego może? Z wieży jest super widok, szeroka perspektywa, ale nie za bardzo widzi się wszystko to co nas otacza. Raczej nie chciałabym tego stracić:)
Z zażenowaniem czytam, że to jest o mnie. I o mnie jest to, że o tym nie wiedziałam. Świetnie mi się czytało ten humor. Uwielbiam takie pisanie.
Ja co prawda słoiki stosuję, ale dopiero od drugiego dziecka – przy trzeciem z kolei dopiero bez wyrzutów sumienia. Przy czwartym słoików już nie mogę się doczekać. Zresztą słoiki niektóre są dużo bardziej odżywcze niż niejeden obiad : dynia o każdej porze roku (no i robić dynię dla kilku łyżek?), a mus z jagód? wspaniała rzecz na trawienie.
Prasować nie prasuje. BLW jest ok dla mnie, ale ceraty nie podkładam i karmię łyżeczką (tak, o zgrozo. Ale źle co nie?)
Myślałam skąd u mnie się to zaczęło i to mój tata mi przedstawił miejsce w szeregu dla kobiety. To akurat bolesne. Co by kłóciło się z opinią Piotra, że to my wymyśliłyśmy sobie tyle zadań. Ja przyczynę upatruję w rezygnacji z życia w dużych rodzinnych pokoleniowych domach – i całe szczęście dla zdrowia psychicznego. Tylko jak nagle zabrakło 3 par rąk do pracy, to trudno mówić o wyrabianiu się. Też z kolei przypominają mi się rozważania nad tym, jak to w średniowieczu musiało być syfnie i jakoś się żyło. Skąd to przywyknięcie do obrazu dywanu bez okruszka i podłogi bez plamki. Może te filmy i katalogi sterylnie czystych wnętrz jakoś w nas wszczepiły tę niezgodę na brud? Jak mam brudną podłogę, to najpierw czuj wstyd, potem poczucie winy, a potem złość, a potem zmęczenie. Szczęśliwie od jakiegoś czasu zaprzyjaźniam się ze swoimi brudnymi podłogami. Zresztą one naprawdę po 8 h są bardzo brudne. Jedyna metoda, to nie mieć dzieci w domu przez większość dnia i żywić się poza domem jeszcze najlepiej.
Otworzył mnie Twój wpis, dlatego że uważałam ze Matka Polka to nie ja. Ale chyba to jednak ja. Znajdźmy jakieś składowe na Ojca Polaka. I zauważam także identyczne dwa obozy: mężczyzn robiących z domowych czynności bardzo niewiele taki Ojciec Zabawa i mężczyzn robiących większość obowiązków domowych tzw Ojciec Baba. Ani jeden ani drugi mi nie pasuje.
Wooow…nie odpisywałam długo, bo za bardzo sama nie wiedziałam co napisać:) Dziękuję Ci za te słowa. Też myślałam, że Matka Polka to nie ja. To chyba mnie poruszyło najbardziej w Twoich słowach. Kiedy dotarło do mnie, że żyję nie tak jakbym chciała, zaczęłam powoli tę rzeczywistość zmieniać. I nadal zmieniam:) Teraz czuję się już dużo mniej matko-polkowa, ale cały czas jeszcze czasami wyłazi stare.