fbpx

Jak nie zrobiłam pierwszego kursu

lis 7, 2018 | Takie tam

Jak nie zrobiłam pierwszego kursu, czyli krótka historia o nadmiarowości i dawaniu z siebie 300%, szczególnie wtedy kiedy nikt wcale tego nie oczekuje.

Przez niemal dwa lata pracowałam nad wizją mojej firmy z sercem. Wiecie – żeby to co oferuje było takie super, hiper, mega wartościowe. Mi dawało to, czego ja oczekuję i potrzebuję, a przy okazji pomogło zbawić świat, ach co to był za czas kreacji – szlifowanie, sprawdzanie, szukanie dziury w całym. Mój gen prymusika ( a raczej dodawania sobie pewności siebie przez oklaski z zewnątrz) miał naprawdę niezłą pożywkę.

W końcu nadszedł czas, aby podzielić się tymi wszystkimi wspaniałościami, które opracowałam, ale tylko ja i garstka kilku osób wiedziała o skarbach, które tak skrzętnie chowam przed światem.

Przyszedł czas na wypuszczenie pierwszego kursu online dla mam, który aż błyszczał jak brylant – a jednak teraz grzecznie rozświetla jedną z moich metaforycznych szufladJ[1]

Ale po kolei – ważne jest to, jak pracowałam nad mega hiper programem zmieniającym świat. Wiedziałam dokładnie dla kogo jest mój kurs, praca w jakich obszarach ma zostać wykonana, do czego ma prowadzić.

No to wytoczyłam ciężkie działa. Z czeluści wydobyłam wszelkie moje moce, zdolności, wiedzę, umiejętności i przelałam na papier.

Ach! Jakie to było cudoJKrok po kroku udoskonalałam każdy element, wyłapywałam słabsze miejsca, żeby zmienić je w opcję turbo. Trochę to trwało, ale w końcu był.

Nówka sztuka, nieśmigany – rumiany i gotowy, żeby zmieniać Wasze życia z Waszą pomocą.

Oczywiście wewnętrzny krytyk wypunktował jeszcze kilka miejsc – no to jeszcze je podkręciłam. Satysfakcja była prawie wystarczająca.

I teraz najlepsze – kurs miał 99 dni, codzienna praca około 1,5-2h, w niedzielę trochę odpoczynku. Ale, żeby „nie wypaść z procesu” – no to w tak zwanym międzyczasie Kręgi Kobiet online i lajwy na fejsbuku. Czytaj : wszystko to, co ja przerobiłam w ciągu 2-3 lat ( a wiele rzeczy nadal przerabiam), spakowane w 9 miesięcy jazdy bez trzymanki. Kurs dla mam, które chcą wrócić do pracy po przerwie macierzyńskim. Tak, właśnie dla nich. Dla tych z małymi dziećmi, które z trudem wyciągają 15 minut czasu dla siebie. Piją zimną kawę, jedzą w biegu to co zostanie po dzieciach i robią siku raz dziennie a i tak w towarzystwie małego rumianego człowieczka. Właśnie one miały pracować 1,5-2 h dziennie przez przez 9 miesięcy.

Poczułam się w tym momencie, jakbym postradała zmysły. A konkretniej jakby mnie totalnie p……….

Jak podniosłam się po prawym sierpowym, który sama sobie zadałam. Przypomniałam sobie, jak to jest być mamą ( ciekawe, że o tym zapomniałam na chwilę tworząc kurs, bo cały czas moja rzeczywistość wygląda jak jazda rollercoasterem). Uspokoiłam myśli i ogarnęłam kurs.

I tutaj uwaga!!! Bo to nie koniec historii. Zrobiłam kurs 30 dniowy. Już luźniejJPraca jedynie godzinka dziennie. Więcej przestrzeni, więcej czasu na ćwiczenia. No ale przecież tak bardzo chciałam dać od siebie wszystko co najlepsze. Nosz….znowu mnie poniosło. Dodałam webinary, kręgi, lajwy. Trochę ćwiczeńJ, żeby ta jakość była naprawdę mega.

No i znowu to samo – leżę na macie i nie mam jak wstać. Wiem, że inne mamy nie udźwigną takiego ciężaru, ja sama nie udźwignę.

Odpuściłam.

Póki co finalna opcja to 7 dni, praca 15 minut dziennie. Póki co, bo nie wiem jeszcze jaki będzie finał tej historii. Mam nadzieje, że zakończenie napiszemy wspólnie.

Praca nad jednym kawałkiem, w kolejnych kursach będą następne.

Taka totalna wersja lajt. Wersja Lajt, a mi nadal trochę ciąży. Wsłuchując się w swoje potrzeby i w to, co słyszę od innych kobiet – taka opcja jest właśnie ok. Ale prymusik dalej się odzywa. Może coś dodać, ulepszyć?

 

Piszę o tym, bo znowu moja intuicja podpowiada mi, że nie jestem jedyną kobietą na świecie, która chcąc dobrze – daje z siebie 300% normy. Normy, której nikt inny nie potrzebuje w takim wymiarze. Normy, którą przygniatamy siebie i innych. I wiecie co – dla mnie najtrudniejszą rzeczą jest odpuszczanie i odcinanie. Z dokładaniem sobie nie mam problemów. Nie lubię tego w sobie i ciężko mi się o tym pisze. Ale czuję też lekkość, że to z siebie wypuszczam i dumę, że tym razem potrafiłam zatrzymać się w odpowiednim momencie i powiedzieć SPRAWDZAM.

 

A Ty ile procent dajesz z siebie?

 

 

 

[1]  Tak serio ta są dwa….